Scenariusze

Treatment

„DEUS EX MACHINA”

LESZEK SEWASTIANOWICZ

W zaniedbanym komisariacie siedzi trzech policjantów. Wśród nich wiecznie szczerzący zęby kapitan Konrad Zbiórkanazewnątrz. Kapitan Konrad narzeka na brak interesujących spraw dzięki, którym mógłby awansować na komendanta wojewódzkiego. Dzwoni telefon. Policjanci robią zakłady, po ilu dzwonkach umilknie. Na ścianie wiszą tablice, na których elegancko ubrany krupier odnotowuje zakłady. Do pokoju wpada żołnierz niemiecki z II Wojny Światowej. Celując w policjantów z karabinu krzyczy: „Hande hoch”. Kapitan Konrad odpowiada, że rok trzydziesty dziewiąty został im jeszcze tylko w pokoju sto dziesięć, ale trzeba pospieszyć się, bo to już końcówka. Żołnierz dziękuje i wychodzi.

Jest słoneczny dzień. W małym sennym miasteczku zatrzymuje się samochód, z którego wysiada para turystów – Klemens i Wacław. Chodzą po ulicach z ogromnym wykrywaczem metali i dziwną anteną. Są bardzo poważni i tajemniczy. Towarzyszy im tłum zaciekawionych mieszkańców miasteczka, którzy robią zakłady o to, którego turystę szybciej trafi piorun. Klemens pyta każdego napotkanego człowieka o godzinę. Odpowiedzi notuje w zeszycie.

Jedzie pociąg. W jednym z przedziałów siedzi troje peruwiańskich wieśniaków wiozących wypchane kury w klatkach, szeryf z dzikiego zachodu i wracający z pola bitwy legionista rzymski. Szeryf haftuje serwetki. Do przedziału wchodzi konduktor. Patrzy na pasażerów, macha ręką i mówi, że nie chce mu się sprawdzać dziś biletów. Wychodzi.

Turyści ciągle mówią o ukrytym w tej okolicy skarbie. Z wykrywacza metali wyskakuje aztecki bóg Macuilxóchitli, pokazuje palcem na narysowaną na chodniku strzałkę i mówi głębokim, zmysłowym głosem: „Makuilszoczitl – bóg Azteków mówi: bi… bi… biiiii.” Turyści od razu odgadują, że strzałka wskazuje kierunek do miejsca ukrycia skarbu. Aztecki bóg Macuilxóchitli kłania się nisko dookoła. Dostaje gorące owacje, którym towarzyszy deszcz kwiatów. Klemens podlicza zanotowane godziny i wychodzi mu, że skarb ukryty jest szesnaście kilometrów stąd. Turyści postanawiają jechać tam pociągiem.

Na niestrzeżonym przejeździe kolejowym stoi Konrad w mundurze drogówki z radarem. Przez przejście chce przejść starsza kobieta. Nadjeżdża pociąg. Konrad przeprowadza staruszkę przez przejście mówiąc jej o swoim marzeniu o awansie. Pokazuje maszyniście, by zwolnił. Pociąg nie reaguje. Konrad wyciąga staruszkę sprzed samego pociągu, wsiada do wozu i jedzie za nim po torach.

Turyści przyjeżdżają na stację kolejową. Na stacji jest pusto. Na rozkładzie godzina odjazdu pociągu została przekreślona ołówkiem. W kasie wisi zasłonka. Turyści zastanawiają się, czy tego pociągu rzeczywiście nie ma. Na pięć minut przed planowym odjazdem pociągu rezygnują i odchodzą. Postanawiają zająć się hodowlą owiec. Gdy znikają za zakrętem, zza krzaków, spod ławek i z innych dziwnych miejsc wychodzi mnóstwo ludzi. Pani z kasy odsuwa zasłonkę. Pan w berecie ściera przekreślenie z godziny odjazdu. Przed kasą ustawia się kolejka. Kazik oddycha z ulgą. Nie kupił jeszcze biletu, więc staje w kolejce jako ostatni. Gdy ma już bilet, na stację wjeżdża pociąg i wszyscy do niego wsiadają. Narrator mówi, że w tym sennym miasteczku kończy się kolejny nudny dzień.

„KRONIKI SUPERPSÓŁKI”

Odcinek pierwszy:

„Winniczki, Trembita i Hitchcock.”

LESZEK SEWASTIANOWICZ

1. MIESZKANIE W BLOKU. KUCHNIA. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Przy niedbale nakrytym stole siedzi STEFAN PSÓŁKO. Stefan ma około pięćdziesięciu lat, sflaczałe ciało i naiwny wyraz twarzy. Naprzeciwko siedzi jego żona LUCYNA. Ubrana jest w bluzkę i spódnicę w krzykliwych kolorach. Na ramieniu trzyma jaskrawą damską torebkę. Obok Stefana siedzi dziewiętnastoletni GRZESIEK. Włosy ma potargane i brudne, a ubranie wygniecione. Nieśmiała i brzydka JOLA, dwudziestojednoletnia córka, siedzi skulona obok Lucyny. Starsza siostra Joli, MONIKA jest jej całkowitym przeciwieństwem. Je obiad przy oddzielnym stoliku na śnieżnobiałym, wykrochmalonym obrusie. Nakrywa kolana białą serwetą. Jej talerz jest starannie udekorowany. Jedzenie reszty rodziny jest podane byle jak. Na środku stołu, na drewnianym denku, leżą resztki mięsa i wbita siekiera. Wszyscy jedzą widelcem. Tylko Monika posługuje się dodatkowo nożem. Stefan je szybko i łapczywie napychając usta. Lucyna je w zamyśleniu. Jest zapatrzona gdzieś daleko przed siebie. Jola je powoli ze spuszczoną głową. Mlaska. Grzesiek ma pobrudzoną twarz wokół ust. Bierze kolejny kęs na widelec i bada go trzymanym w drugiej ręce wahadełkiem. Jedzenie spada plamiąc mu koszulę. Stefan wykrzywia twarz z dezaprobatą.

STEFAN

(niewyraźnie, w ustach ma jedzenie)

O! Znowu…!

LUCYNA

Nie krzycz na Grzesia! Nic się nie stało. Kupiłam dziś rewelacyjny proszek w tabletkach. Masz synku. Weź sobie jedną.

Lucyna wyjmuje z torebki opakowanie tabletek piorących. Jedną podaje Grześkowi. Grzesiek połyka ją. Plama znika. Na ustach Grześka pojawia się obfita piana.

STEFAN

To idź od razu się ogol i weź…

Grzesiek wychodzi z kuchni. Stefan prostuje się i kręci głową.

STEFAN

Co będzie z tego dzieciaka? Szewc nie da nam za niego nawet… Nawet pięciuset złotych nam nie da. No nie da. No.

LUCYNA

To oddamy go do rzeźnika! Co, Stefan?

Jola przestaje jeść. W jej oczach pojawiają się łzy.

JOLA

Czczy mmnie też bbędziecie chcieli ssspprzedać?

STEFAN

Zamknij się Jolka i…! I już nie jedz. Na kilogramy cię nie sprzedajemy.

Jola sztywnieje. Twarz wykrzywia jej strach. Lucyna i Stefan powracają do jedzenia. Monika wstaje od stolika. Idzie do drzwi.

MONIKA

Ale z was zafajdani faszyści. Dlaczego nie mogłam urodzić się w normalnej rodzinie?

LUCYNA

Monika! Co ci się nie podoba we własnej matce? Że maluje paznokcie razem ze stopami?

STEFAN

(z pełnymi ustami)

Matka ma rację…

Monika odwraca się przy drzwiach. Jest zdenerwowana.

MONIKA

Nie! To, że robisz to nie zdejmując kapci w wiadrze z farbą.

LUCYNA

I co w tym złego?

Lucyna wyciąga jedną nogę z wiadra z farbą w kolorze khaki stojącego pod stołem. Gęsta farba skapuje ze stopy i kapcia. Lucyna kładzie nogę na stole. Farba robi plamę i ścieka po nodze.

STEFAN

(z pełnymi ustami)

Matka ma rację…

Monika wychodzi z kuchni. Trzaska drzwiami.

LUCYNA

Stefan, czyż ten kolor nie jest uroczy?

Stefan przełyka jedzenie, które ma w ustach. Kiwa głową.

STEFAN

Khhaaaki. Bardzo ładnie brzmi. Tak… Khhaaaki… Twardo.

Stefan wymawia „khaki” bardzo twardo. Wyciąga do góry szyję, a przy „a” usta ma otwarte bardzo szeroko.

2. ANIMACJA.

Cały kadr zajmuje prostokąt w kolorze khaki. Pojawiają się na nim dwie pionowe i dwie poziome kreski tworzące planszę do gry „kółko i krzyżyk”. Zajmują czwartą część kadru.

KOMENTATOR 1(V.O.)

(nazwy kolorów twardo)

Khhaaaki.

Na środkowym polu pojawia się kółko. W polu z lewej strony krzyżyk. Symbole pojawiają się w średnim tempie.

KOMENTATOR 1(V.O.)

Khhaaaki. A oto inny twardy kolor. Booorrdo.

Kadr zmienia barwę na bordo. Pojawiają się na nim dwie pionowe i dwie poziome kreski tworzące planszę do gry „kółko i krzyżyk”. Zajmują czwartą część kadru. Na środkowym polu pojawia się kółko. W polu z lewej strony krzyżyk. W prawym dolnym rogu kółko, a w lewym górnym krzyżyk. Symbole pojawiają się w dwa razy szybszym tempie.

KOMENTATOR 1(V.O.)

Bordo. A teraz turrkus.

Kadr zmienia barwę na turkusowy. Pojawiają się na nim dwie pionowe i dwie poziome kreski tworzące planszę do gry „kółko i krzyżyk”. Zajmują czwartą część kadru. Na środkowym polu pojawia się kółko. W polu z lewej strony krzyżyk. W prawym dolnym rogu kółko, a w lewym górnym krzyżyk. Symbole pojawiają się w bardzo szybkim tempie.

KOMENTATOR 1(V.O.)

Turrkus.

W lewym dolnym polu pojawia się kółko.

KOMENTATOR 2(V.O.)

I jeszcze zielony.

W prawym górnym polu pojawia się krzyżyk.

KOMENTATOR 1(V.O.)

Zielony nie jest twardym kolorem.

W dolnym środkowym polu pojawia się kółko. Cały rząd kółek zostaje przekreślony.

KOMENTATOR 2(V.O.)

To nic, ale ja go bardzo lubię.

Obok pojawia się mniejsza plansza. W środkowym polu pojawia się krzyżyk. Tempo jest jeszcze szybsze.

KOMENTATOR 1(V.O.)

No to co. Kolor musi być twardy.

W lewym dolnym polu pojawia się kółko. W prawym dolnym polu pojawia się krzyżyk.

KOMENTATOR 2(V.O.)

Ale zielony jest ładny.

W lewym górnym polu pojawia się kółko. Pod nim krzyżyk. Po prawej na środku pojawia się kółko.

KOMENTATOR 1(V.O.)

Ale nie ocali ci życia w potrzebie.

W prawym górnym polu pojawia się krzyżyk. Na środku u góry pojawia się kółko, a na środku na dole krzyżyk.

KOMENTATOR 2(V.O.)

Nie!? To masz zielonym.

Rozlega się plaśnięcie. Pojawia się kolejna plansza i błyskawicznie zapełnia kółkami i krzyżykami. I następna aż do końca sceny.

KOMENTATOR 1(V.O.)

To masz teraz turrkusem.

Rozlega się łomot.

3. POKÓJ Z TELEWIZOREM. MIESZKANIE PSÓŁKÓW. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Na środku pokoju stoi telewizor. Naprzeciw telewizora stoi kanapa, a obok niej dwa fotele. Przed kanapą stoi ława, a na niej w równym szeregu leży około piętnaście różnych pilotów. Na ścianie wisi rozpięta jak trofeum czarna skórzana kurtka, a nad nią przybity do wyciętej w kształcie tarczy deseczki kask motocyklowy. W pokoju znajduje się wyjście na duży balkon. Na kanapie siedzą: Lucyna, Jola i Stefan. Każde z nich trzyma pilota. Oglądają program o twardych kolorach. Lucyna ma na ramieniu swoją torebkę. Wchodzi Grzesiek.

KOMENTATOR 1(z TV)

Turrkus.

GRZESIEK

Cześć. Kupiłem na bazarze dwa super piloty. Takich jeszcze nie mamy.

Grzesiek wyciąga z kieszeni dwa piloty, kładzie je na ławie i siada na kanapie. Stefan odkłada swojego pilota i bierze jeden z nowych. Kilka razy przełącza nim programy, potem zmienia go na drugi i ponownie zmienia kanały. Rozlega się dzwonek do drzwi. Stefan odkłada pilota, rozgląda się na boki, z wahaniem wstaje i wychodzi z pokoju.

4. PRZEDPOKÓJ. MIESZKANIE PSÓŁKÓW. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Na ścianie wiszą rozpięte jak trofea dwie pary spodni, a między nimi strzelba. Przy drzwiach do kuchni wisi telefon, a przy drzwiach wejściowych – drewniany wieszak. Stefan uchyla drzwi. W drzwiach stoi KSIĄDZ z krzywo przyklejonym i z jednej strony odstającym wąsem, z jakimiś insygniami na stójce sutanny i kolbą rewolweru wystającą zza kilku rozpiętych guzików powyżej pasa. Ksiądz rozgląda się nerwowo.

KSIĄDZ

Pan Stefan, Stefan Psółko?

STEFAN

Tak…

KSIĄDZ

(tonem przywykłym do wydawania rozkazów)

Przyjmie pan księdza.

Ksiądz uderza barkiem w drzwi tak, że wyrywa klamkę z rąk Stefana. Stefan odskakuje. Drzwi uderzają o ścianę. Ksiądz wchodzi do środka i kieruje się prosto do pokoju z telewizorem.

5. POKÓJ Z TELEWIZOREM. MIESZKANIE PSÓŁKÓW. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Na kanapie siedzą: Lucyna, Jola i Grzesiek. Do środka wchodzi Ksiądz, a za nim, drapiąc się po głowie wchodzi Stefan. Wszyscy w osłupieniu patrzą na księdza. Jola otwiera usta, Lucynie torebka zsuwa się z ramienia, a Grzesiek blednie. Ksiądz siada na fotelu, bierze pierwszego z brzegu pilota i zmienia kanały. Wyłącza telewizor i odkłada pilota. Stefan stoi niepewnie za oparciem fotela.

KSIĄDZ

Ech ta wasz, wasza imperialistyczna telewizja.

Ksiądz śmieje się do siebie bezgłośnie. Słychać tylko postękiwania i świst powietrza, które w gwałtownych seriach wypuszcza nosem. Do pokoju wchodzi Monika.

MONIKA

O! Pan obcy szpieg!?

Ksiądz zrywa się na równe nogi. Stefan odskakuje do tyłu. Wstrzymuje oddech.

KSIĄDZ

(jakby meldował się przełożonemu)

Wcale nie obcy! Jak najbardziej swój. A tak w ogóle, w ogóle to ja jestem ksiądz katolicki urodzony dwudziestego września tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego piątego roku we Wrocławiu, wyświęcony dwudziestego września tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego roku w katedrze Świętego Anzelma we Wrocławiu.

Monika wzrusza ramionami i wychodzi z pokoju. Ksiądz siada.

STEFAN

(niepewnie)

Ksiądz chyba… Nowy w parafii?

KSIĄDZ

Milczeć! Siadać tam, tam.

Ksiądz wskazuje drugi fotel. Stefan pospiesznie na nim siada.

KSIĄDZ

A reszta wynocha! Wynocha!

Lucyna, Jola i Grzesiek odkładają swoje piloty i szybko wychodzą z pokoju.

KSIĄDZ

Słuchajcie, słuchajcie. Zostaliście wybrani z miliona praworządnych obywateli. Będziecie tajnym, tajnym agentem w służbie ojczyźnie.

STEFAN

Ja…?

Stefan ze zdziwieniem rozgląda się dookoła.

KSIĄDZ

W tajemnicy powiem wam, że ja też jestem tajnym agentem. Niedługo będziecie tacy, tacy jak ja.

Stefan przygląda się sutannie z góry na dół.

STEFAN

Ale… Ja mam żonę i dzieci i… No rodzinę…

KSIĄDZ

Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Dostaniecie wasze pierwsze zadanie. Pracuje z wami Danuta Pestkazwinogron?

STEFAN

Tak, ale ja… No dobrze… Eee… Danka Pestkazwinogron… Ma takie dziwne nazwisko… Takie, takie…

Stefan podkreśla swoje słowa gestem ręki.

KSIĄDZ

Fałszywe, fałszywe.

STEFAN

Jasne. Nikt tak głupio by się nie nazywał.

KSIĄDZ

Jej prawdziwe nazwisko: Danuta Atobuskomunikacjimiejskiejlinidwanaście.

STEFAN

Jakoś tak z francuska…?

KSIĄDZ

Sami więc widzicie czyj to szpieg.

STEFAN

Ale Francja…? Co oni do nas…? Znamy się przecież od… Jesteśmy w tym samym NATO!

KSIĄDZ

Naszych winniczków im się zachciało.

STEFAN

Winniczków?! Łotry. To zamach na naszą policję. Osiemdziesiąt procent naszych komendantów to winniczki. Jak tak można?

6. KOMENDA MIEJSKA POLICJI – BIURO KOMENDANTA. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Na biurku siedzi ŚLIMAK WINNICZEK. Do pokoju wchodzą policjanci posterunkowy ALBERT i śledczy KAZIMIERZ. Kazimierz jest bardzo schludnie, wręcz pedantycznie ubrany. Wszystko ma idealne: sylwetkę, mundur i fryzurę. Jest gładko ogolony. Albert to jego przeciwieństwo. Wygnieciony mundur, włosy w nieładzie, na twarzy niedogolony zarost. Obaj stają na baczność.

KAZIMIERZ

Panie komendancie. Melduję, że wykryliśmy grupę obcego wywiadu.

ALBERT

Bierzemy się za to, czy przekazujemy sprawę tym z UOP-u?

Albert pochyla się w stronę biurka. Komendant siedzi bez ruchu. Albert spogląda na Kazimierza. Kazimierz też pochyla się.

ALBERT

Nie słyszymy, co pan komendant mówi. Podpełźnie pan bliżej krawędzi.

Komendant pełźnie do krawędzi biurka. Albert i Kazimierz cierpliwie czekają, aż Komendant znajdzie się bliżej nich. Gdy jest już blisko, przysłuchują mu się. Stają na baczność i salutują.

ALBERT I KAZIMIERZ

Tak jest panie komendancie.

7. PRZEDPOKÓJ. MIESZKANIE PSÓŁKÓW. WNĘTRZE. WIECZÓR.

Stefan odprowadza Księdza do drzwi.

KSIĄDZ

Tyko pamiętajcie, pamiętajcie. Przebierzcie się za kogoś nie rzucającego się w oczy. Na przykład za księgowego.

STEFAN

Jasne. Z tym… Nie będzie problemu, bo… Bo ja jestem księgowym… Nałożę…

KSIĄDZ

Następnym waszym zadaniem będzie zabicie pani Danuty. Ale o tym jutro. A teraz wyjrzyjcie na klatkę, czy nikogo nie ma.

Stefan blednie. Pada plecami na ścianę. Otwiera usta i wpatruje się w księdza. Oddycha płytko i gwałtownie. Oblizuje wargi.

STEFAN

Zabicie…?!

8. KORYTARZ BIUROWCA, W KTÓRYM PRACUJE STEFAN. WNĘTRZE. RANO.

Wszyscy ludzie idący korytarzem trzymają w ręku słowniki wyrazów obcych. Trzymając się przy samej ścianie idzie Stefan. Z przeciwka idzie dumnie wyprostowany MICHAŁ.

MICHAŁ

Siemasz Stefan!

STEFAN

Cześć!? Jak mnie poznałeś? Tak…

Stefan bezradnie rozkłada ręce i odwraca się do Michała, który zdążył go już minąć. Michał zatrzymuje się i również odwraca.

MICHAŁ

Zwyczajnie. Jak to jak?

STEFAN

No. Jestem tu… In blanco.

MICHAŁ

Chyba incognito?

Stefan i Michał otwierają słowniki, przewracają kilka kartek, coś czytają. Zamykają słowniki.

STEFAN

Masz rację Michał. Incognito. Ale jak mnie…? Jestem przebrany za księgowego.

MICHAŁ

Stefan! Przecież ty jesteś księgowym.

STEFAN

No tak. To mogło…

Stefan drapie się po głowie.

MICHAŁ

Ej Stefan. A byłeś dziś u szefa?

STEFAN

Nie. Ale…

MICHAŁ

To chodź ze mną.

Stefan spogląda na zegarek, a potem obraca się to w jedną stronę, to w drugą rozglądając się i drepcząc w miejscu.

STEFAN

Ale… Dobra. Mam jeszcze trochę czasu. Tylko eee…

Stefan rusza niepewnie za Michałem. Za zakrętem korytarz staje się szerszy, a na jego końcu przed drzwiami szefa stoi kolejka. Stefan i Michał stają na jej końcu. Stefan stoi ostatni.

STEFAN

O! Danka.

Przed Michałem stoją DOROTA, DANUTA, BOGDAN i FILIP wszyscy mają w rękach słowniki. Filip wyróżnia się w tym towarzystwie niskim wzrostem. Ciągle mruży oczy jakby miał bardzo słaby wzrok. Stefan bacznie przygląda się Danucie.

9. BIURO SZEFA. WNĘTRZE. RANO.

Urządzone nowocześnie, zimno i dosyć skromnie. Na środku stoi duży stół konferencyjny, a za nim duże biurko, za którym siedzi SZEF. Przy odleglejszym końcu stołu siedzi Krzysiek, a przed nim leży otwarty słownik.

KRZYSIEK

Lejbik.

SZEF

Słabo się pan dzisiaj postarał. Naprawdę. Słabiutko. A przecież był pan do niedawna najlepszy. Liczę, że na drugi raz bardziej się pan postara.

KRZYSIEK

To już się nie powtórzy. Następnym razem z pewnością będzie lepiej.

Krzysiek zabiera słownik, wstaje, zasuwa krzesło i wychodzi. Do pokoju wchodzi Filip. Siada na tym samym krześle i rozkłada przed sobą słownik. Wyjmuje z kieszeni okulary o bardzo grubych szkłach i nakłada je. Przewraca kilka kartek, po czym wodzi palcem po kolumnach. W końcu zatrzymuje się i literuje bezgłośnie. Spogląda na szefa, na słownik i znów na Szefa. Otwiera usta. Waha się i na powrót je zamyka. Znów spogląda na słownik i bezgłośnie literuje. Szef spogląda na niego wyczekująco.

FILIP

(powoli drżącym głosem)

Kakotopia.

SZEF

Ee. Znam to.

Filip wstaje, zasuwa krzesło, zabiera słownik i wychodzi. Przed drzwiami zdejmuje okulary i chowa je do kieszeni.

10. KORYTARZ PRZED POKOJEM SZEFA. WNĘTRZE. RANO.

Filip idzie wzdłuż kolejki. Ma spuszczoną głowę. Jest zły. Bogdan wchodzi do pokoju szefa. Filip przechodzi obok Stefana.

STEFAN

Cześć Filip!

FILIP

Cześć.

Filip odpowiada nie zwalniając nawet i nie podnosząc głowy. Stefan mówi odwracając się do Michała.

STEFAN

Widzisz! On mnie nie poznał, a pracujemy w tym samym pokoju.

11. BIURO SZEFA. WNĘTRZE. RANO.

Wchodzi Bogdan. Trzyma przed sobą otwarty słownik. Siada.

BOGDAN

Abominacja.

SZEF

He, he, he! Abominacja. A to dobre. Naprawdę. Będę o panu pamiętał. He, he!

Szef przeciera załzawione ze śmiechu oczy. Bogdan wychodzi. Wchodzi Danuta. Siada na krawędzi krzesła ze słownikiem na kolanach.

DANUTA

Embolia.

SZEF

Przykro mi, ale obawiam się, że nie rozumiem. Mogłaby pani nieco wolniej?

DANUTA

Oczywiście. Em-bo-lia.

SZEF

Dziwne. Nadal nie rozumiem. No cóż, mówi się trudno. Może następnym razem…

Danuta wybiega. Wchodzi Dorota. Siada przy stole otwiera słownik i czyta.

DOROTA

Domicyl.

SZEF

Domicyl? Zaraz, zaraz. Domicyl, domicyl. Aaa! Domicyl. No tak. Domicyl. Ambitne! Nawet bardzo ambitne.

Dorota wychodzi. Wchodzi Michał. Siada przy stole i kładzie przed sobą słownik. Nie otwiera go.

MICHAŁ

(bez przekonania)

To może Trembita?

Szef wybucha gromkim śmiechem, który niemal rzuca go na podłogę.

SZEF

Uachacha! Trem… he, he, he. Trembita.

Szef z trudem opanowuje napad śmiechu. Wstaje zza biurka, podchodzi do Michała i podaje mu dłoń.

SZEF

Gratuluję. Dostaje pan podwyżkę.

12. ULICA NA OBRZEŻU MIASTA. PLENER. DZIEŃ.

Stefan skrada się chodnikiem ocierając o ściany budynków. Przylega płasko do każdych napotkanych po drodze drzwi i rozgląda się dookoła, kuca za każdą napotkaną przeszkodą. Na chodniku ląduje gołąb. Dziobie kawałek walającej się bułki. Stefan prędko chowa się w najbliższym zaułku. Obserwuje w napięciu gołębia. Gołąb chwyta bułkę i odlatuje. Stefan oddycha z ulgą i idzie dalej. Podchodzi do niepozornego parterowego budynku. Od frontu umieszczone są drzwi i brama garażowa. Stefan puka do drzwi. Dwa razy, przerwa i znów dwa razy. Wyciąga z kieszeni klucz, otwiera drzwi i wchodzi do środka. Stoi w wąskim korytarzu. Po obu jego stronach znajdują się drzwi z przybitymi do nich dużymi tabliczkami „Tu nie ma żadnych drzwi”. Stefan obraca się powoli starannie lustrując wnętrze. Drzwi, którymi wszedł wyglądają normalnie i nie ma na nich żadnej tabliczki. Stefan kończy pełny obrót wokół własnej osi. Widzi przed sobą Roberta – mężczyzna, który odwiedził go poprzedniego dnia w przebraniu księdza.

STEFAN

Skąd pan…? Nie było… No tu…

ROBERT

Mamy tu wiele sekretnych przejść. Może pan nie wierzyć, ale na przykład w tej ścianie przed panem również znajdują się tajne drzwi.

Robert śmieje się postękując i świszcząc po swojemu. Pokazuje jedne z drzwi w bocznej ścianie. Otwiera je. Na twarzy Stefana maluje się ogromne zdziwienie. Za drzwiami widać schody prowadzące na górę.

ROBERT

Zapraszam do naszej, naszej głównej kwatery. I proponuję, abyśmy przeszli na ty. Ja jestem Robert.

Robert wyciąga do Stefana dłoń.

13. GŁÓWNA KWATERA. WNĘTRZE. DZIEŃ.

Nieduże pomieszczenie. Na ścianach wiszą mapy, stoi kilka szaf, za oknem widać ziemię, korzenie roślin i podziemne żyjątka. Na środku stoi stół i cztery krzesła. Pod stołem, przyczepiona do jego blatu, znajduje się bomba z zapalnikiem zegarowym. Cykanie jest ledwie słyszalne. Robert zamyka drzwi. Stefan z zainteresowaniem przygląda się oknu.

ROBERT

Tak, tak Stefanie, znajdujemy się pod ziemią.

STEFAN

Ale po schodach szliśmy… Do góry?!

Stefan wskazuje palcem w górę i zadziera głowę. Omal nie traci równowagi.

ROBERT

To dla zmyłki. Usiądźmy, usiądźmy.

Robert i Stefan siadają naprzeciw siebie przy stole.

STEFAN

A nasza organizacja… To jak się właściwie nazywa?

ROBERT

Nasza organizacja jest tak tajna, że nie ma nawet, nawet nazwy. Nie mamy żadnych symboli ani legitymacji. Jesteśmy organizacją rządową, ale rząd nie wie o naszym istnieniu, tak jesteśmy tajni, tajni. Jakie są wyniki obserwacji Katarzyny Atobuskomunikacjimiejskiejlinidwanaście?

Robert i Stefan zamierają w bezruchu jak na stop klatce. Do pomieszczenia wchodzi HISTORYK. Staje na środku pokoju zasłaniając częściowo stół. Słychać tykanie bomby.

HISTORYK

Właśnie w tym pomieszczeniu, w budynku przy ulicy „Sióstr i Braci Zbyszka Warkocza z wyjątkiem jego brata Romana, który nie zasługuje na to, by jego imieniem nazwać choćby leśną ścieżkę”, a właściwie pod ulicą „Sióstr i Braci Zbyszka Warkocza z wyjątkiem jego brata Romana, który nie zasługuje na to, by jego imieniem nazwać choćby leśną ścieżkę” odbyło się spotkanie Stefana Psółko i tak zwanego Roberta. Spotkanie, które mogło przejść do historii jako spotkanie dwóch królików, gdyby ci mężczyźni byli królikami, lub czterech łosiów, gdyby było ich dwukrotnie więcej i wyrosły im rogi. Lub czterech łosiów, trzech cętkowanych chomików i dwu gałązek czarnego bzu. Jednak to by napotkało trudności z zachowaniem poufnego charakteru tych wydarzeń. Każdy doskonale wie jak niedyskretne bywają gałązki czarnego bzu.

Historyk zawiesza na chwilę głos

HISTORYK

Ale niestety było ich tylko dwóch i byli ludźmi. Dlatego to spotkanie nazwano pospolicie spotkaniem dwóch ludzi. Spotkaniem, które Danucie A. przyniosło niezasłużoną śmierć.

Na twarz Stefana pojawia się przerażenie. Nerwowo przebiera palcami po blacie stołu. Historyk obchodzi stół i siada przy nim między Robertem i Stefanem. Robert nie zauważa go, natomiast Stefan przygląda mu się z zainteresowaniem. Słychać tykanie bomby.

HISTORYK

Tak zwany Robert polecił Stefanowi Psółko, by ten zdał mu relację z obserwacji Danuty A. Stefan bez wahania odpowiedział, że obserwowana na drugie śniadanie jadła pączki.

Stefan podejrzliwie patrzy na historyka. Słychać tykanie bomby.

STEFAN

Obserwowana na drugie śniadanie jadła pączki. O.

HISTORYK

Wtedy tak zwany Robert rzucił od niechcenia pytanie, czy z mięsem.

ROBERT

Z mięsem?

HISTORYK

Stefan bez wahania odpowiedział tak.

Stefan odchyla się do tyłu. Patrzy na historyka z oburzeniem.

STEFAN

Nie! Z marmoladą.

Historyk ze zdziwieniem spogląda na Stefana. Wyciąga z kieszeni kartkę, rozkłada ją i czyta po cichu. Nie odrywając oczu od kartki, mówi.

HISTORYK

(niepewnie)

Tak zwany Robert zatarł ręce i powiedział, że z mięsem ze ślimaków.

Słychać tykanie bomby. Robert zaciera ręce.

ROBERT

To już nawet marmoladę robią z naszych biednych ślimaków.

HISTORYK

(niepewnie)

Tak zwany Robert wydał Stefanowi rozkaz brutalnego zlikwidowania Danuty A.?

Stefan jest przerażony. Kręci głową i patrzy błagalnie na Roberta.

ROBERT

Zostawmy na razie panią Danutę. Wykonasz kolejne zadanie.

Stefan podrywa się do ucieczki, ale zatrzymuje się zaskoczony odpowiedzią Roberta i siada. Słychać tykanie bomby.

HISTORYK

(niepewnie)

Tak dobiegło końca pierwsze spotkanie dwóch ludzi – spotkanie, które dało początek wielu kolejnym niemniej brzemiennym w skutkach. Stefan Psółko niezwłocznie opuścił to pomieszczenie.

STEFAN

Co mam…? Kiedy?

Historyk ogląda swoją kartkę ze wszystkich stron. Z rezygnacją wyrzuca ją za siebie. Słychać tykanie bomby.

ROBERT

W czwartek, w czwartek wywożą naszych komendantów winniczków na zachód. Urządzimy na nich zasadzkę.

HISTORYK

Zasadzkę!?

STEFAN

Zasadzkę?

Historyk wychodzi z pokoju. Stefan odprowadza go wzrokiem. Kręci się na krześle. Słychać tykanie bomby.

ROBERT

Jako przynętą posłużymy się glazurnikiem. Przemytnicy lubią mieć ładne łazienki.

STEFAN

Co to był za facet? Ten…

ROBERT

Jaki facet, jaki facet?

STEFAN

No ten… Siedział tu przy nas i gadał jakieś głupoty. No taki…

Stefan gestykuluje.

ROBERT

Nikogo tutaj nie było.

STEFAN

Był. Siedział przy tym stole. No tak… Tutaj…

Stefan pokazuje na puste krzesło, na którym wcześniej siedział historyk.

ROBER

Nie przypominam sobie.

STEFAN

Był tu… No, na pewno był. Zostawił nawet swoją kartkę. Zaraz ją ee… znajdę.

Stefan wstaje i szuka kartki. W końcu ją znajduje i podaje Robertowi. Siada. Słychać tykanie bomby.

STEFAN

O! Jest. Sam zobacz. To…

ROBERT

To pewnie podrzuciły krety.

STEFAN

Krety? Co ty…? To… Co ty mówisz!?

ROBERT

Tak, tak. Czasem zakradają się tu przez okno. Podrzucają jakieś kartki.

STEFAN

Chcesz mi powiedzieć, że to wszystko napisał… Jakiś eee… Kret?

ROBERT

Ostatnio wzrósł u nich poziom wykształcenia. Wiesz. Posyłają swoje dzieci do szkół, na studia i dalej.

STEFAN

Gdzie dalej?

ROBERT

W zasadzie nigdzie. Niektóre zostają na uczelniach.

STEFAN

Ale ten był wielki… O taki…

Stefan rękoma zatacza przed sobą duży owal. Słychać tykanie bomby.

ROBERT

Musiał dużo jeść.

STEFAN

Ale… On wyszedł drzwiami. Widziałem… Na pewno wyszedł drzwiami.

ROBERT

W korytarzu nie ma posadzki pewnie tam się wkopał.

Stefan zrywa się i idzie do drzwi. Wygląda na korytarz. Widzi ogromny kreci kopiec. Stefan wraca i siada przy stole. Słychać tykanie bomby.

STEFAN

To ja już może będę wracał? Rodzina… Zaczną coś podejrzewać…

ROBERT

Nie umówiliśmy się jeszcze na szukanie glazurnika.

STEFAN

No to jak?

ROBERT

Jutro, jutro. Czwarta rano. Pod twoim blokiem.

STEFAN

Będę. To cześć.

Stefan podnosi się. Słychać tykanie bomby.

ROBERT

Zaczekaj, zaczekaj. Może porozmawiamy o baseballu?

Stefan siada. Słychać tykanie bomby.

STEFAN

Znasz się na… na baseballu?

ROBERT

Nie, nie.

STEFAN

Ja też nie.

ROBERT

Ale to takie piękne słowo. Baseball, baseball.

STEFAN

Takie…? Kunsztowne!

ROBERT

Tak, tak. Przysłuchaj się dobrze. Baseball. Słyszysz? Baseball.

STEFAN

Zaraz, zaraz. Coś słyszę.

Stefan zaczyna nasłuchiwać. Słychać tykanie bomby.

ROBERT

Baseball.

STEFAN

Cii. To coś… Słyszysz? Tykanie.

ROBERT

A, tykanie. To tylko bomba. Umieściłem ją pod stołem. Wprowadza dodatkowe napięcie w tej scenie. Tak mi powiedział jeden starszy gość. Nazywał się Hitchcock? Czy jakoś tak. Bomba jest niegroźna. To mały ładunek.